+1
Tom Stedd 21 lutego 2018 22:08
Wcześniejsze blogi o pobycie w Kijowie i Czarnobylu:
Kijów i free tours
http://tom-stedd.fly4free.pl/blog/3168/kijow-i-free-tours/
Kijów – podejście drugie, nie ostatnie
http://tom-stedd.fly4free.pl/blog/3336/kijow-podejscie-drugie-nie-ostatnie/
Czarnobyl – Prypeć
http://tom-stedd.fly4free.pl/blog/3167/czarnobyl-prypec/

Trzeci pobyt w Kijowie znów był bardzo udany. Stolica Ukrainy jest bardzo duża, z mnóstwem rzeczy do zobaczenia, nic więc dziwnego, że atrakcje nie kończą się zbyt szybko. Tym razem postawiliśmy na spokojne zwiedzanie centrum miasta i kilku muzeów.

Naszą bazą wypadową był Hotel Tourist leżący tuż przy stacji metra Lewobiereżna. Byliśmy w nim na początku stycznia i przypadł nam bardzo do gustu ze względu na standard pokojów (w najtańszych pokojach jest telewizor, lodówka, łazienka, zestaw kosmetyków, codzienna zmiana ręczników) i możliwość nocowania np. na 24 piętrze. Widoki z okna są dosyć fajne. Obok supermarket, Pyzata Chata, Roshen, metro, przystanki autobusowe itp.



W styczniu skusiliśmy się na przejazd do hotelu taksówką z lotniska Żuliany, co kosztowało nasz bodajże 270 hrywien (czyli około 40 złotych). Tym razem postanowiliśmy dotrzeć do hotelu komunikacją miejską, a moim małym „marzeniem” był przejazd marszrutką, czyli kilkunasto- lub kilkudziesięcioletnim busem/małym autobusem, który najczęściej wygląda tak, jakby miał się rozpaść za kilka minut. Chcieliśmy dojechać do dowolnej stacji metra, a stamtąd przedostać się prosto do hotelu.

Na przystanku przy lotnisku dopytaliśmy o dojazd do metra i poradzono nam wsiąść do trolejbusu (nie do marszrutki), który jednak częściowo przypominał marszrutkę, ponieważ chyba nieco się … palił. Na postojach z okolic koła szedł dym i pachniało palonymi hamulcami. Na szczęście po kilku przystankach sytuacja wróciła do normy i dojechaliśmy bezpiecznie w okolice stacji metra.

Bilet na przejazd kupiliśmy u kierowcy (kosztował 4 hrywny). Uprzedzając bieg wydarzeń napiszę, że na lotnisko przyjechaliśmy również komunikacją miejską, a bilety kupiliśmy u pani bileterki/konduktorki, która jechała cały czas w trolejbusie i podchodziła do każdego nowego pasażera i sprzedawała mu bilet. Ciekawostką są kasowniki, które dosłownie kasują (dziurkują) bilet, nie nadrukowując żadnych cyferek. Przypomniały się czasy polskiej komunikacji miejskiej tak sprzed 30 lat …

Kończąc temat dojazdu wspomnę, że bilet na metro kosztuje 5 hrywien, więc całkowity koszt dojazdu do hotelu wyniósł 9 hrywien, czyli trochę ponad złotówkę. Porównując 270 hrywien do 9 hrywien można jednoznacznie wskazać zwycięzcę konkursu pt. „Jak najtaniej dojechać do hotelu?”. I teraz ciekawostka z trolejbusu: bilet za przejazd kosztuje 4 hrywny, a kara za przejazd bez ważnego biletu to 80 hrywien, czyli około … 10 zł.

Pobyt w Kijowie rozpoczęliśmy mocno kulturalnie. W styczniu moja dziewczyna poszła na balet do Narodowej Opery Ukrainy, płacąc za tą przyjemność grube kilkaset hrywien i była zachwycona wystrojem, muzyką i ogólnie całą atmosferą. Tym razem ja postanowiłem porwać ją na balet, ale do nieco mniej ekskluzywnego miejsca pn. Київський муніципальний академічний театр опери і балету для дітей та юнацтва (dla nie znających cyrylicy: Kiev Municipal Academic Opera and Ballet Theatre for Children and Youth), leżącego niedaleko metra Kontraktowa. Specjalnie wybrałem prawie najtańsze bilety za zawrotne 30 hrywien (około 4 zł), żeby zobaczyć, co oferuje takie miejsce za taką cenę. Miejsca mieliśmy na balkonie w trzecim rzędzie, ale przenieśliśmy się na nieco lepsze fotele, żeby cokolwiek widzieć. Ogólnie mówiąc balet „Dziadek do orzechów” to rozrywka nie dla mnie, po 10 minutach nudziłem się już trochę, a po 30 minutach już bardzo. Co ciekawe, połowę widowni stanowiły dzieci w wieku tak na oko do 10 lat. Nie mieszkam w mieście z baletem, więc nie wiem, czy również w Polsce są takie atrakcje dla tak małych dzieci, ale widać było, że ta forma spędzania wolnego czasu jest w Kijowie bardzo popularna.

W pobliżu stacji metra Kontraktowa jest również słynna ulica Andriyivsky Descent, prowadzący do Cerkwi Świętego Andrzeja. W jej pobliżu znajduje się sporo lokali gastronomicznych, teatrów, czy muzeów.



Na ulicy można spotkać handlarzy oferujących oprócz tradycyjnej tandety także starocie, wyroby ludowe, czy obrazy. Poziom zróżnicowany: co kto lubi, to na pewno znajdzie. Są i nagie panie, i koteczki, i abstrakcje, i pejzaże.



Osoby lubiące poczuć się, jak w przeszłości, na pewno powinny odwiedzić Muzeum Jednej Ulicy. Jest ono nieduże, ale ilość zebranych eksponatów może przytłoczyć. Są w nim pamiątki z przestrzeni kilkuset lat związane nie tylko z tą ulicą, ale i całym Kijowem. Przedstawione w muzeum są różne osoby, artyści, wydarzenia, a niektóre zebrane eksponaty wywołują mimowolny uśmiech. Są i akcenty polskie, i żydowskie, i okupacyjne. Wstęp nie jest drogi, a cały pobyt w muzeum potrwa około 40 minut.















W drugiej sali w muzeum wystawione były maski – odlewy twarzy mniej lub bardziej znanych artystów i uczonych. Na zdjęciu głowa Pablo Picasso. Stanąć twarzą w twarz z taką maską to dość dziwne odczucie.





Poprzednim razem nie dane nam było odwiedzić najbardziej znanego miejsca w Kijowie – Ławry Peczerskiej, czyli bardzo dużego kompleksu klasztornego. Teoretycznie robienie zdjęć i filmów jest zabronione, ale można opłacić taką możliwość lub liczyć na przychylność osób pilnujących budynków.













Kompleks podzielony jest na dwie części – Ławrę Górną i Ławrę Dolną. Wstęp do pierwszej części jest ogólnie płatny 30 hrywien, ale należy doliczyć dodatkowo wejście do wielu z budynków znajdujących się w obszarze Ławry Górnej. „Złota rada” od jednej z pań w cerkwi: „Przyjdźcie do Ławry po godzinie 16 i powiedzcie, że idziecie na „służbę” (mszę). Wpuszczą was za darmo.” My nie skorzystaliśmy z niej, ale może akurat komuś się przyda.

Wszystkie przewodniki turystyczne polecają wizytę w Pieczarach znajdujących się w Ławrze Dolnej. Co ważne, wejście do tego kompleksu jest przy głównej ulicy, ale nieco dalej, niż do Ławry Górnej (cecha charakterystyczna – szlaban, obok którego należy przejść) i nie trzeba kupować biletów wstępu. Same Pieczary składają się z dwóch części (Bliskich i Dalekich). W labiryncie podziemnych korytarzy znajdują się przezroczyste trumny ze szczątkami wielu świętych, proroków i kapłanów prawosławnych. Ci, którzy liczą na widoki z horrorów, poczują się „zawiedzeni”, ponieważ szczątki ludzkie są szczelnie owinięte w ozdobne szaty. Obok każdej trumny jest obraz przedstawiający danego zmarłego tak, jak wyglądał za życia. Korytarze odwiedzane są przez wiernych, którzy modlą się przy trumnach, dotykają ich i zapalają świeczki. W podziemiach obowiązuje ścisły zakaz robienia zdjęć.

W internecie jako miejsca warte zobaczenia znaleźliśmy dwa muzea: Muzeum Książki i Drukarstwa oraz Muzeum Teatru, Muzyki i Filmu. Troszkę zeszło, zanim je znaleźliśmy przy ulicy Ławrskiej, aż w końcu okazało się, że oba znajdują się na terenie Ławry Peczerskiej i żeby je zwiedzić, trzeba najpierw wykupić bilet wstępu do Ławry za 30 hrywien, a następnie biletu wstępu do obu obiektów odrębnie.

W pierwszym z ww. muzeów można zobaczyć sporo starych ksiąg, bardzo cennych z historycznego punktu widzenia. Podobno niektóre z nich są pojedynczymi egzemplarzami na świecie. W muzeum można znaleźć kilka maszyn drukarskich, na których pracowano w minionych wiekach. Ogólnie muzeum bardziej dla pasjonatów, niż dla każdego.







Muzeum Teatru, Muzyki i Filmu znajduje się w dawnym szpitalu klasztornym i w swoich zbiorach ma mnóstwo eksponatów związanych z tematyką muzeum. Polakom prezentowani dawni artyści wiele nie mówią, ale warto odwiedzić to muzeum chociażby po to, żeby zobaczyć ludzi z pasją, którzy w nim pracują. Bardzo szczegółowo chcą opisać poszczególne ekspozycje, przedstawiają różne historie z życia. Dodatkowo na piętrze można obejrzeć kilkadziesiąt dawnych instrumentów muzycznych i wystawę o wojskowości. W muzeum nie można było za darmo robić zdjęć, więc sobie darowaliśmy tą czynność. Ogólnie polecam.

Niedaleko Ławry Peczerskiej jest dogodne dojście do kompleksu Muzeum Historii Ukrainy w II Wojnie Światowej i pobliskich ekspozycji sprzętu militarnego na powietrzu. My niestety byliśmy w tym miejscu w poniedziałek, gdy wystawy wewnętrzne były nieczynne i chcąc nie chcąc zwiedziliśmy tylko teren kompleksu, nad którym góruje widziany z różnych miejsc w Kijowie wielki pomnik Matka Ojczyzna.



Przed muzeum znajduje się samochód, który uczestniczył w walkach na Majdanie kilka lat temu i trzy czołgi. W pobliżu usytuowane są wysokie rzeźby i pomniki o tematyce wojskowej z dużą nutką „radzieckości”.







Nieco dalej na miłośników militariów czeka nie lada gratka. Można podziwiać różne pojazdy pancerne, a dodatkowo wejść do kabiny lub do środka „brzucha” śmigłowca MI-24, który uczestniczył w walkach w Afganistanie. Ta przyjemność kosztuje symboliczne 10 hrywien.





W nieco innej części Kijowa znajduje się Muzeum Wody. Z zewnątrz niepozorna ceglana wieża mieści wewnątrz, a właściwie pod ziemią, ciekawą ekspozycję, ale głównie dla najmłodszych (wstęp dla dorosłych kosztuje 50 hrywien). Jest kącik eksperymentów naukowych, wielkie akwarium z rybkami, które podpływają do rąk, możliwość puszczania baniek. Najciekawszym wg mnie elementem była spora „piaskownica”, która zmieniała swój kolor w zależności od tego, czy goście kopali dziury, czy też tworzyli górki. Oczywiście piasek był jednokolorowy, ale zmyślny system określania wysokości oświetlał piach różnymi kolorami. Mała rzecz, a cieszyła.















Co jeszcze ciekawego przytrafiło nam się podczas pobytu w Kijowie? Byliśmy świadkami dwóch wydarzeń politycznych: trafiliśmy na koniec protestu przeciwko obecnemu prezydentowi Ukrainy i na uroczystości upamiętniające ofiary Majdanu. Właśnie 20 lutego 2014 roku miały miejsce najbardziej tragiczne wydarzenia, podczas których zginęło mnóstwo ludzi tuż za monumentalnym Hotelem Ukraina górującym nad obecnym Majdanem Niezależności. Poniżej film ukazujący fragment walk, w tym postrzały ludzi i bohaterstwo ratowników. Trudno pojąć, że te wydarzenia miały miejsce tak niedawno.



Obecnie pamięć o wydarzeniach na Majdanie jest w Kijowie bardzo żywa i ludzie czczą poległych jako bohaterów.













Ostatnim fajnym „wydarzeniem” w Kijowie było odkrycie ciekawego bazaru. Znajduje się on tuż obok ostatniej stacji metra linii czerwonej M1 Lisowa. Pod dachem usytuowano ze sto różnych stoisk, na których można nabyć w naprawdę niedużych cenach różne produkty spożywcze i przemysłowe, a także spróbować smakołyków kuchni gruzińskiej, czy tureckiej. Fajne miejsce i ceny naprawdę przystępne, takie na kieszeń przeciętnego Ukraińca.

Polecam zajrzeć na blog http://radosc-zycia-plus.pl . Spojrzenie na świat i podróże kobiecym okiem.

Dodaj Komentarz